...

czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział III.

*z perspektywy Mayi*
-Co? Dobry żart. Mogę iść?- już chciałam wstawać z krzesła, lecz zatrzymał mnie głos matki.
-Wyprowadzasz się na stałe do Londynu.
-To jakieś żarty, tak?! Za co mi to robicie?!- w moich oczach pojawiły się łzy.
-Masz tam kuzyna, zamieszkasz u niego- w jego głosie była przeraźliwa obojętność.
-Nie możecie mi tego zrobić! To przez to, że palę? Przez to, że piję?! Mam tu chłopaka, który mnie kocha i tylu znajomych. Tam nie mam nic. Wiecie co? Nienawidzę was!- krzyknęłam i pobiegłam na górę.
-Możesz się pakować, jutro popołudniu wyjeżdżasz- zawołał za mną ojciec.
Wbiegłam szybko do swojego pokoju zatrzaskują za sobą drzwi, po których po chwili osunęłam się płacząc jak małe dziecko.
Nie, nie, nie! Nie teraz, błagam. Dopiero co Christian powiedział mi, że mnie kocha. Niby jeszcze dziś chciałam się stąd wyprowadzić, ale przecież kobieta zmienną jest, no nie? Nie chcę jechać do Londynu. A może to tylko tak na wakacje? Za tydzień koniec roku. Zadrwiłam w duchu ze swoich myśli. Przecież "chcą się mnie pozbyć". Naprawdę ich nienawidzę. Zawsze muszą wszystko zepsuć. Jeśli naprawdę chcą żebym rzuciła palenie to mogliby mi w tym pomóc. Ja nie mówię, że tylko to liczy się w moim życiu. O nie. Razem uporalibyśmy się z tym problemem. W głębi duszy czuję, że palę tylko po to, żeby oni mnie zauważali.
Po pewnym czasie postanowiłam się uspokoić. Muszę o wszystkim powiedzieć Chrisowi.
Poprawiłam swój skromny makijaż i bez uprzedzania nikogo wyszłam z domu. Skierowałam się w kierunku mieszkania mojego chłopaka. Mniej więcej w połowie drogi spotkałam go. Wyglądał tak samo jak zawsze, chociaż może? Te same czarne włosy, te same brązowe oczy, które wpatrywały się we mnie z tymi niesamowitymi iskierkami, te same tatuaże, które były nienamacalną barierą między dotykiem naszych ramion. To samo ciało. Jednak dziś, właśnie w tym momencie wydawało się ono takie dalekie. Jakbym już zaraz miała go już nigdy nie zobaczyć. Jakby za chwilę miała wyrosnąć między nami gruba ściana, która podzieliłaby nasze dwa małe światy już nieodwracalnie, na wieki.
-Cześć May, co się stało? Miałem po ciebie przyjść- powiedział Christian przybliżając się do mnie tak, że czułam na twarzy jego oddech.
-Słuchaj ja... muszę ci coś powiedzieć.
-Ja też cię kocham- uśmiechnął się do mnie lekko i położył swoja dłoń na moim policzku
Już chciał mnie pocałować, kiedy ja odwróciłam głowę.
-Ja wiem, ale nie o to chodzi. Christian ja... ja się wyprowadzam.
W tym momencie coś pękło. Zarówno we mnie jak i w nim. Niemal dało się słyszeć jak nasze serca powoli spadają w otchłań, z której już nigdy nie powrócą, jak żołnierze na swojej ostatniej wojnie.
-Nie kłamiesz, prawda?- cofnął swoją rękę z mojego policzka i popatrzył na mnie z bólem w oczach, który naprawdę ranił.
-Nie, nie kłamię. Słuchaj, nie ode mnie zależy to co się stanie, ale musisz wiedzieć, że mimo wszystko ja cię kocham i nie przestanę dopóki moje serce będzie jeszcze w stanie bić.
Usiedliśmy na pobliskiej ławce, tak żebym mogła wszystko mu opowiedzieć. Chris tylko ukrył twarz w dłoniach, tak jakby próbował stworzyć barierę między nim, a otaczającą nas rzeczywistością, która już za chwilę miała pokazać nam obojgu jak bardzo jest okrutna. Jak wiele w życiu potrafi zniszczyć, jak wiele marzeń potrafi zrujnować w ciągu paru sekund. Jak nieoczekiwane tornado.
-Będę do ciebie przyjeżdżał kiedy tylko będę mógł, codziennie będziemy pisać i rozmawiać, poradzimy sobie- powiedział Chris, po tym jak skończyłam swoją wyczerpującą opowieść
-Musimy, ej- przytuliłam się do niego, a on objął mnie ramieniem.
Trwaliśmy w uścisku chyba całą wieczność, choć dla mnie to było jak parę sekund. Jak szybki przelot ptasiej matki śpieszącej się do swoich pociech. Jak zmiana światła z żółtego na czerwone.
To był piękny wieczór. Nowy Jork jak zawsze tętnił życiem. Mijało nas tuziny ludzi, którzy nie wiadomo gdzie się śpieszą, a my byliśmy tylko dla siebie, nie liczyliśmy minut. Czas upływa, a wspomnienia pozostają. Czasem trochę blakną jak stare zniszczone zdjęcia które wyjmujesz z dna szuflady żeby przypomnieć sobie stare dobre czasy, ale gdy zagłębisz się w nie, możesz dostrzec wiele szczegółów, które mają wielką wartość.
Po pewnym czasie postanowiłam, że wrócę do domu. Muszę się jeszcze w końcu spakować.
Z trudem pożegnałam się z Christianem. Oboje postanowiliśmy, że spotkamy się następnego dnia na lotnisku.
W domu oczywiście nie obyło się bez pytań typu "gdzie byłam", "co robiłam" i tak dalej, ale zignorowałam je i poszłam do swojego pokoju.
Otworzyłam wielką walizkę i spakowałam do niej prawie wszystkie ubrania oraz parę niezbędnych rzeczy i poszłam wziąć szybki prysznic.
Po godzinie byłam już w swoim łóżku i rozmyślałam o następnym dniu oraz o tym czy mój kuzyn wie o tym, że przyjeżdżam. W końcu okazało się, że po moich rodzicach można się spodziewać wszystkiego. W końcu jednak zmorzył mnie sen

                                                                              *

Rano obudziłam się około godziny 9. Wzięłam szybki prysznic, uczesałam włosy i zostawiłam je rozpuszczone, umyłam zęby i zeszłam jeszcze w piżamie na śniadanie.
-Siema Adam, gdzie rodzice?- zapytałam brata zabierając się za robienie sobie kanapki, po chwili jednak zrezygnowałam z pomysłu i zabrałam jedną z talerza mojego towarzysza.
-Po pierwsze, to moja kanapka, ale skoro już ją ugryzłaś, to fuj, zatrzymaj ją sobie.  Po drugie mama jest w pracy, a tata pojechał gdzieś z kumplami.
Super, więc nawet nie mają zamiaru się ze mną pożegnać.
-Odwieziesz mnie na lotnisko?- zapytałam siadając na kuchennym blacie.- Dali mi kase. Mam wyjście?
-Tak, nie zawoź mnie- uśmiechnęłam się krzywo do brata.
-Młoda, tak będzie lepiej- podszedł do mnie i poczochrał mi włosy.
-I ty Brutusie przeciwko mnie?- zaprotestowałam poprawiając grzywkę.
-Teraz już na pewno. A tak w ogóle odbiorę ci świadectwo, nie martw się- powiedział i odszedł.
Dokończyłam śniadanie i poszłam ubrać się w coś godnego do pokazania ludziom. Wybrałam granatową bokserkę, a na to białą luźną bluzkę oraz czarne szorty. Na nogi założyłam vansy i zniosłam swoją walizkę na dół.
-Dzięki za pomoc, Adam.
-Oh, nie ma a co- powiedział chłopak, który właśnie oglądał jakieś bajki z Eve.
Po godzinie wyruszyliśmy na lotnisko. Tam spotkałam się z Chrisem i po chwili pożegnałam się ze wszystkimi i poszłam na odprawę.
Lot minął mi dosyć szybko, choć siedziałam obok jakiejś starszej pani, która cały czas nazywała mnie swoją przyjaciółką i zdawała sprawozdanie z całego swojego życia. W sumie było nawet ciekawe jak na tamte czasy.
Kiedy już wylądowaliśmy odebrałam swoją walizkę i złapałam szybko pierwszą lepszą taksówkę i podałam kierowcy adres, który wcześniej zanotował mi tata na kartce, którą przekazał mi mój brat.
Po około piętnastu minutach jazdy kierowca zatrzymał się przed dużym apartamentowcem. Zapłaciłam mu i wyruszyłam na poszukiwanie mieszkania, w którym miałam spędzić kij wie ile czasu.
W końcu odnalazłam właściwy numer i zastukałam do drzwi. Po chwili stanął w nich rozradowany chłopak.
-Cześć Maya- powiedział z ogromnym uśmiechem na twarzy.
-Witaj Louis...

___________
Siemson. Jak widzicie wróciłam. Nie wiem na ile i nie wiem po co, ale miałam wenę i przerobiłam ten blog na opowiadanie z One Direction. Jak się komuś nie podoba to nie musi czytać ; ) Kiedy nowy? Nie wiem, z resztą kto by go chciał. To cześć.

wtorek, 20 marca 2012

Rozdział II .

-Więc? O co chodzi?- dziewczyna usiadła obok chłopaka i uważnie zaczęła mu się przyglądać.
-Ja... Nic... Znaczy...- złapał dziewczynę delikatnie za rękę i spojrzał jej prosto w oczy- May, ja... kocham cię.
Dziewczyna spojrzała na niego z wielkimi oczyma i lekko otworzoną buzią. Czy właśnie jej największe marzenie się spełniło?
-Ja... nie wiem co powiedzieć... może to, że też cie kocham? Pasuje ci to?- uśmiechnęła się delikatnie do swojego chłopaka i włożyła spadający jej na oczy kosmyk włosów za ucho.
-Naprawdę? Ja myślałem, że...
-Źle myślałeś- przerwała mu dziewczyna, po czym pocałowała go delikatnie.
-Nie chciałbym cię zawieść. Musisz wiedzieć, że naprawdę nikogo tak nie uwielbiałem dotąd jak ciebie- uśmiechnął się zalotnie i odwzajemnił pocałunek niebieskookiej.
Zakochani po około jedenastu razach wyznania sobie miłości włączyli telewizor i przełączali kanał po kanale. W końcu natrafili na jakiś program przyrodniczy.
-Co ty na to?- zaśmiał się Christian całując swoją dziewczynę w czubek nosa.
-Wszyscy faceci takie rzeczy lubią?- zachichotała dziewczyna.
-Tak, twój tata nie jest jedyny.
Oboje wybuchli śmiechem. Kochali się, to było widać na odległość. Teraz, gdy Maya rozwiała swoje wątpliwości była pewna, że ludzie to zauważali i będą zauważać.
Dziewczyna ułożyła wygodnie głowę na torsie chłopaka i przymknęła oczy. Mogłaby w tej pozycji codziennie zasypiać i się budzić. Codziennie umierać, a rano rodzić się na nowo ze świadomością, że ktoś zawsze będzie gdzieś na nią czekał. Ktoś u kogo do końca życia ma wyłączną rezerwacje na klatkę piersiową jako bardzo wygodną poduszkę. Może chłopak nie był idealny. Miał za sobą kryminalną przeszłość, ale to wszystko skończyło się wczoraj. Dziś jest już nowe życie. Bez problemów, dylematów i trosk. Tylko dwa serca bijące w tym samym rytmie, tylko dla siebie nawzajem. Ale chyba nic nie trwa wiecznie, tak? A może jednak?

Kolejny sobotni poranek. Przez ciemne zasłony do pokoju wpadało przyciemnione światło słoneczne. Na ulicach już dawno były korki, nawet na tych mniej głównych. Wszystko było takie jak zawsze. Oczywiście oprócz tego, że Maye ktoś kocha. Oh, a nie, to już było.
Dziewczyna przeciągnęła się leniwie po czym odruchowo spojrzała na miejsce obok siebie. Nikogo tam nie było, a jej głowa spoczywała na miękkiej poduszce. Czerwonowłosa wstała powoli z łóżka i rozejrzała się po pokoju. Nikt nie przebywał w pobliżu. Wzruszyła bezradnie ramionami i poszła wziąć szybki, zimny prysznic.
Po kąpieli ubrała na siebie zielone rurki, czarne trampki i o dwa rozmiary za duży, biały t-shirt z napisami. Włosy upięła w wysoki kok, a rzęsy podkreśliła maskarą i wyszła z pokoju. Skierowała się do kuchni. W jej żołądku odbywała się istna orgia wszystkich możliwych instrumentów, których połączenie mogłoby dać efekt burczenia. Oczywiście celu wyprawy nie wybrała ona sama, lecz jej głodny brzuszek.
Zeszła ostrożnie po schodach nasłuchując czy jest ktoś w domu.
-Mamo, tato?!- krzyknęła opierając się na poręczy- Eve, Adam? Jest tu ktoś?
Odpowiedziała jej jedynie cisza. Nastolatka przewróciła oczami. Oczywiście, będzie musiała zrobić sobie śniadanie sama.
Niebieskooka weszła do kuchni i otworzyła lodówkę. Chwilę popatrzyła się bezczynnie na jedzenie poustawiane na półkach i zamknęła ją. Już chciała się odwrócić, lecz poczuła jak toś obejmuje ją od tyłu. Po jej ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze. Nie wiedziała kogo ma się spodziewać.
-Nie bój się, to ja- wyszeptał jej do ucha bardzo dobrze znany dziewczynie głos.
-Kochanie...
-Nic nie mów- Christian pocałował ją delikatnie w kark.
-Nawet nie mogę powiedzieć, że miło cię widzieć i że cię kocham?- zachichotała dziewczyna.
-Powtarzaj mi to codziennie po kilkaset razy kocie- chłopak pocałował jej policzek i wyzwolił dziewczynę ze swych objęć- Co dziś jemy?
-Jemy? Chyba jem. Sam sobie zrób śniadanie leniuszku- powiedziała dziewczyna wsadzając do tostera dwie kromki chleba leżącego na blacie przed nią.
-Kiedy będziesz moją żoną, a ja będę wychodził do pracy rano nie będę miał czasu zrobić sobie śniadania- Christian pocałował dziewczynę lekko w policzek i uśmiechnął się do niej szeroko.
-A ja nie będę pracowała?- czerwonowłosa popatrzyła na ukochanego z lekkim grymasem na twarzy.
-Przykro mi, ale będziesz wychowywała naszego małego syneczka.
-Awwwwww- dziewczyna wtuliła się w swojego towarzysza, po czym oparła swoje czoło o jego .
-Kocham cię- po tych słowach chłopak pocałował namiętnie Maye.
-Wiesz, że ja ciebie też? Ale teraz kocham bardziej tosty, bo mój brzuch gra nam marsz weselny- dziewczyna skrzywiła się i wyjęła dwa tosty z urządzenia. Następnie położyła je na talerzu i ugryzła kawałek.
-Wiesz, muszę już iść. Spotkamy się wieczorem, okej? Przyjdę po ciebie- powiedział chłopak zabierając tosta z ręki niebieskookiej i gryząc go.
-No okej. Będę czekała- nastolatka zabrała towarzyszowi jej własność i pomachała mu na pożegnanie. Następnie poszła przebrać się w dużą koszulkę, dresy i wygodne kapcie. Postanowiła, że do wieczora będzie oglądała telewizję, a konkretnie jakieś głupie filmy, czy seriale na MTV.
Po około 3 godzinach obijania się na kanapie i bezczynnego wpatrywania się w ekran telewizora, dziewczyna zasnęła. Obudził ją dopiero trzask zamykanych drzwi frontowych.
-Cześć May, jesteśmy- krzyknęła matka dziewczyny zdejmując z siebie płaszcz.
-No siema, która godzina?- zapytała dziewczyna przeciągając się.
-Jest...- kobieta popatrzyła na zegarek na ręce- dokładnie za pięć dziewiętnasta.
-Co?!- krzyknęła dziewczyna i szybko pobiegła do swojego pokoju. Christian może być tu lada chwila, a ona nie jest jeszcze gotowa. Super, prawda? Chyba czuć ten sarkazm.
Dziewczyna wzięła szybki prysznic i uczesała włosy w wysoki kucyk. Rzęsy maznęła maskarą i poszła do pokoju, w celu wybrania sobie przyzwoitego ubrania. Traf padł na czarna bokserkę, niebieską koszulę w kratkę i stare dżinsy. Na nogi założyła czarne trampki i ruszyła na dół.
-Idziesz gdzieś?- Maya wzdrygnęła się. Nie podejrzewała, że ktoś jest w pobliżu.
-Może?- powiedziała oschle podnosząc prawą brew do góry i obracając się w stronę, z której pochodził głos.
-Siadaj, to poczeka- powiedział ojciec dziewczyny i wskazał krzesło na przeciwko niego.
-Muszę?- nastolatka przewróciła oczami krzyżując ręce na piersi.
-Tak- potwierdziła twardo matka czerwonowłosej.
-Oh, dobra.
Dziewczyna usiadła od niechcenia na krześle i zaczęła wpatrywać się w rodziców.
-Czego chcecie?
-Innym tonem proszę, to po pierwsze, a po drugie musimy ci o czymś powiedzieć- zaczął Nicholas.
-Tylko nie mówcie, że mama jest w ciąży- zaczęła marudzić niebieskooka.
-Nic z tych rzeczy- delikatnie uśmiechnęła się kobieta.
-A więc, co?
-Posłuchaj...- powiedział ojciec dziewczyny poprawiając okulary na czubku nosa- Wyprowadzasz się.


_________________
Nie wiem. Od 3 lub 4 rozdziału będę pisała z perspektywy Mayi. Będzie mi wygodniej opisać jej odczucia. Opinię pozostawiam wam. Przepraszam za styl i błędy. Adijos <3
mój Twitter -> @HollywoodAgain

wtorek, 13 marca 2012

Rozdział I .

*pół roku później*
Ostatni dzwonek, ostatnia lekcja. Oczywiście pierwsza ze szkoły wybiegła Maya. Nienawidziła tego miejsca jeszcze bardziej niż swojej młodszej siostry, a trzeba przyznać, mała była bardzo irytująca. Siedemnastolatka poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła w stronę parku. Kiedy czekała na zielone światło na przejściu dla pieszych kątem oka zauważyła, że nieopodal zdarzył się wypadek. Maya odwróciła głowę w tamtą stronę i zaczęła dokładnie lustrować spojrzeniem dwa samochody i kilka ich części porozrzucanych wszędzie wokół nich. Momentalnie duże, niebieskie oczy dziewczyny zaszkliły się, a jej prawa ręka mocniej ścisnęła pasek od torby. Spojrzenie dziewczyny było teraz utkwione w niebie i obłokach na nim. Wiedziała, że ona gdzieś tam jest. Jej kochana babcia. Zmarła przed trzema laty na serce. Maya była przy jej śmierci. Od tamtego momentu nienawidziła płakać ani okazywać większych uczuć. Tam, w szpitalu i tak już wszyscy widzieli za wiele. Właśnie wtedy dziewczyna zupełnie się zmieniła. Nie uśmiechała się już tyle, co kiedyś, nie była tak otwarta. Tylko babcia ją rozumiała. Tylko ona. "Okej, koniec wspomnień"- pomyślała, gdy właśnie zapaliło się zielone światło.
Po około 5 minutach drogi niebieskooka dotarła na skraj parku, gdzie płynęła wąska rzeka. Nieopodal niej był stary plac zabaw, na którym kiedyś bawiła się dziewczyna. Teraz nikt tu nie zaglądał. Nastolatka usiadła na starej huśtawce, która pod jej ciężarem skrzypnęła. Maya nie była ciężka, ale wiadomo, czas robi swoje. Wszystko się starzeje, czy tego chce czy nie. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni bluzy paczkę papierosów, zapaliła jednego i zaciągnęła się. Po chwili z jej ust wyleciała szara smuga tytoniowego dymu. Maya kochała ten stan, kiedy siedziała w swoim ukochanym miejscu z papierosem w ręce, a jej farbowane, krwistoczerwone włosy rozwiewał lekki podmuch wiatru. Po około dwóch godzinach i 4 papierosach siedzenia bezczynnie w jednym miejscu, dziewczyna uznała, że czas wracać. Zeszła z huśtawki, podniosła torbę i skierowała się w stronę wyjścia z parku. Szła powoli ze słuchawkami w uszach. Wiedziała, że w domu nikt na nią nie czeka, jedynie kolejne podniesione głosy, kolejne pretensje, kolejne kłótnie. Miała tego dosyć. Chętnie by się wyprowadziła, ale sama, bez nikogo bliskiego bez znajomych. Chciałaby zacząć nowe życie, ale czy to miałoby sens? Kochała swojego chłopaka Christiana, choć czuła, że on jednak nie odwzajemnia jej uczucia. Nie zaszło miedzy nimi jeszcze zbyt dużo. Uważała, że jest za młoda , ale Chrisowi nie podobała się jej opinia, jednak o dziwo nie nalegał. "Może dlatego, że obraca sobie inne panienki na boku?"- pomyślała i wywróciła teatralnie oczyma.
Kiedy była już przed frontowymi drzwiami swojego domu robiła wszystko, by nikt jej nie usłyszał. Cicho odkluczyła drzwi i wślizgnęła się do środka. Zdjęła buty i już chciała znowu rozpocząć swoją szpiegowską misję dotarcia do pokoju, ale dobiegły ja głosy rozmowy. Dosyć nieprzyjemnej.
-Nie może tak być- powiedziała spokojnie matka dziewczyny.
-Wiem, że nie może i dlatego myślę, że to jedyne wyjście- odpowiedział z nutką irytacji w głosie ojciec nastolatki.
-Sądzisz, że to coś zmieni? Jeszcze bardziej nas znienawidzi, Nick- odpowiedziała kobieta i odsunęła krzesło od stołu, po czym usiadła na nim.
-Nic nie zmieni, ale to nas uwolni od niej, nie sądzisz Megan?
-Oh, może i tak. Ale to nasza córka przecież- kobieta cmoknęła ustami i upiła łyk kawy z filiżanki przed nią.
-Ja myślę, że to już postanowione- podsumował rozmowę Nicholas i zaczął stukać placami o blat stołu.
-Dobrze, ale gdyby coś to twoja wina- Megan prychnęła na męża i dopiła kawę.
-Skoro tak sobie życzysz- mężczyzna spojrzał z uśmiechem na żonę i ucałował ją w czoło.
Maya przewróciła oczami i cicho skierowała się w kierunku schodów. Kiedy znalazła się już na górze cicho wypuściła powietrze z ulgą i weszła do swojego pokoju. Ciemne fioletowe ściany były prawie całkiem pozakrywane plakatami ulubionych zespołów lub zdjęciami w antyramach. Na środku jednej ze ścian za  turkusowymi zasłonami było wielkie okno z widokiem na jedną z ulic Nowego Jorku. Podłoga była pokryta ciemnymi deskami, na których był śnieżnobiały dywan. Po lewej stronie było duże łóżko z czarną pościelą , a obok niewielka, ledwo domykająca się szafa, oczywiście czarna. Pod drugiej stronie stało kremowe biurko, a na nim laptop. Maya kochała swój pokój mimo tego, że był najmniejszy z całego domu.
Nagle nastolatka usłyszała pukanie do swojego pokoju, więc powiedziała ciche 'proszę'.
-Cześć mała- do pokoju wszedł ubrany w dżinsy i koszule w kratkę Christian.
Chłopak był o rok straszy niż Maya. Dokładnie parę dni temu wyszedł z poprawczaka. Przebywał tam za liczne rozboje i kradzieże. Cóż, to normalne wśród znajomych dziewczyny, choć sama jeszcze nic nigdy nie przeskrobała, mimo wielu namów. Nastolatek miał czarne, krótkie włosy i blado brązowe oczy. Jego ręce były pokryte kilkoma tatuażami, a twarz przyozdabiał kolczyk w skroni. Maye od zawsze kręciły tatuaże i to pewnie dlatego sama miała ich 7.
-Co ty tu robisz?- odpowiedziała czerwonowłosa z lekkim grymasem na twarzy.
-Przyszedłem do ciebie. Tęskniłem- chłopak wymusił lekki uśmiech.
-Jak wszedłeś?- zapytała podirytowana siedemnastolatka.
-Twoja mama mnie wpuściła- odpowiedział spokojnie Christian.
-Czy ona...
-Wie, że jesteś. Nie słyszała, ale wie- przerwał jej.
-Po co ty tu tak właściwie jesteś?
-Musimy pogadać- odpowiedział osiemnastolatek.
-O czym?- spytała zdezorientowana Maya.
-O nas. Chyba czas najwyższy- skwitował i usiadł na skraju łóżka dziewczyny.



____________

Nie to żeby coś, ale co to jest?! : C Nie podoba mi się. Nie wiem kiedy nn. Jak by co pretensje proszę kierować nie do mnie, lecz do Marty, która wie, że nie mam weny, a każe mi pisać rozdział. Do następnego. Sajonara dzióbki <3

sobota, 10 marca 2012

Prolog .

Życie. Czym ono jest? Jakimś dziwnym przerywnikiem w naszym istnieniu. Przerywnikiem, w którym sami możemy kierować swoim losem. Przecież wcześniej byliśmy niczym, jak i również będziemy niczym. A nicością nie da się kierować, nieprawdaż? Czasem wybieramy taką, a nie inną drogę. Czasem mamy problemy i staramy się je rozwiązać, a czasem staramy się od nich uwolnić i o nich zapominać. Ale czy kiedy wszystkie nasze dotychczasowe problemy znikną, to nie pojawią się już za chwilę następne? Czy to wszystko ma sens? Nasze życie jest jednym wielkim kłopotem. Nie ma dnia bez dylematu. Czy problemy sprawiają , że życie jest ciekawsze? A może ono jest aż nadto nimi przesycone? Huh, kolejny temat do przemyśleń i wywodzeń. Kolejny dylemat. 


*

Niska dziewczyna siedziała na ławce pod zadaszonym przystankiem i wsłuchiwała się w rytm muzyki lecącej z jej słuchawek podłączonych do iPoda. Na głowie miała kaptur od czarnej, ciepłej bluzy, a w myślach przeprowadzała dyskusję z samą sobą. Kim ma być? Czy dobrze robi? Zadaje się z właściwymi ludźmi? Na te tematy miała odrębne zdanie niż jej rodziciele. Uważali, że stoczyła się już najniżej jak mogła. Cóż , to ich opinia. Dziewczyna jednak szybko przepłoszyła te myśli ze swojej głowy. Teraz bezczynnie wpatrywała się w przestrzeń przed nią, którą wcześniej zasłaniał jej bus, którym miała odjechać do znienawidzonej, nie tylko przez nią, szkoły. Dziewczyna westchnęła cicho. Była tak pochłonięta swoimi myślami, że kompletnie zapomniała po co tu jest. Miała iść do szkolnej placówki, ale skoro pojazd i tak już odjechał, to po co? Wstała, otrzepała się i ruszyła wolnym krokiem w kierunku budynku szkoły. Jednak cel jej podróży był inny. Jej pragnieniem było tylko teraz znalezienie się jak najszybciej na właściwym miejscu. Po około 15 minutach drogi doszła do małej, ciemnej uliczki, na której końcu znajdował się stary, dosyć zrujnowany już domek. To właśnie tam spędzała najwięcej czasu ze swoimi znajomymi. To właśnie tam wyrosła na kogoś kim teraz jest. Małą, bezduszną, wiecznie krytykującą wszystko i wszystkich smarkulę . . .




______________________________________________________________________________
Jak wam się podobało? Uh, to nie mój debiut, ale jednak jakieś mam dziwne odczucia. Nie wiem czy ten blog powinien istnieć. Przepraszam za błędy lub styl. Ocenę zostawiam wam. Tylko błagam, nie wygwizdajcie mnie na starcie.